niedziela, 21 grudnia 2014

Pisadło XXXII


Powrót Pisadła!

Rozdział pisany przez Janette


Żaneta, Eleonora i Teodor od dłuższego czasu maszerowali przez las. Niestety, oprócz konserw nie znaleźli w budynku nic ciekawego. Żaneta, jako najstarsza czuła się odpowiedzialna za dwójkę pozostałych wiewiórek. Męczyło ją to. Samo poczucie, że teraz jest jedynym oparciem dla tej parki ją przytłaczało. Przecież była niewiele starsza od nich, a musiała zachowywać się jak dorosła. Na dodatek mimo wysokiego ilorazu inteligencji kiepsko orientowała się w terenie. 
Może to zabrzmi dziwnie, ale Ela czuła… to samo. Kochała ich oboje, ale ani Teodor, ani Żaneta nie byli twardymi zawodnikami. Teodor delikatnie mówiąc do odważnych nie należał, a ,, ta najstarsza’’ była straszną ciapą. 
Szli powoli, bo mieli pełne brzuchy. Nie rozmawiali, nie było nic co mogliby sobie powiedzieć. Teodor tęsknił za braćmi, rzeczywistość go przerażała.   Natomiast Eleonora, z natury wrażliwa z niepokojem obserwowała otaczające ją środowisko. Las sam w sobie był mroczny, ale teraz… czuła że umierał. Liście drzew opadały, trawa usychała. Zwierzęta ledwo stały. Zastanawiała się czy któreś z jej towarzyszy też zwróci na to uwagę, ale oni zdawali się być myślami daleko, może nawet w innym wymiarze… Podniosła leżącego n ziemi zielonego liścia. W zaledwie kilka sekund(tyle leżał na jej dłoni) liść zrobił się całkowicie czarny. Przestraszona rzuciła nim przed siebie. Odskoczyła. Żaneta tym czasem rozważała możliwości, powinna zarządzić przerwę, czy kontynuowanie marszu. Teodor wyglądał na zmęczonego ale Ela była w niezłej formie. Wiadomo, nie są bezliczni, gdy staną w miejscu wzrośnie ryzyku ataku ze strony jakiegoś magicznego cudactwa…
-Żan! Spójrz na to! – Eleonora pokazała siostrze kałużę jakieś czarnej maziowatej substancji o konsystencji smoły. 
-Ach tak. Ładne. – Nawet nie spojrzała
-Nawet nie spojrzałaś! 
-No dobrze… Nie wiem co to. Nie przeszkadzaj. Myślę…
-Żan! To podejrzane! Spójrz na las! On umiera! Liście, trawa kwiaty! Musimy coś…
-Nic nie musimy! – Żaneta straciła cierpliwość. Wiecie, gdy ktoś bardzo długo znosi osobę tak kapryśną i zmienną jak Britanny, zaczyna działać podobnie do bomby zegarowej. Jej wybuch jest nieunikniony. Tak się zdarzyło że tą bombę zdetonowała Eleonora która zajmowała się głupotami gdy Żaneta musiała podjąć ważną i trudną decyzje. – Daj mi spokój! Czy wam się wydaje ż spacer prze las z dwójką przygłupich dzieciaków to przyjemność? Czy wam się wydaje że…
Nie zdążała dokończyć zdania gdy Ela zniknęła między drzewami. Nie zamierzała  być dla nikogo ciężarem. Co też ja mówię, uważała że to Żaneta była ciężarem; a co! Potknęła się o sznurówki miliony razy  tego dnia! Postanowiła sama sobie poradzić w lesie, przynajmniej na razie. A Żaneta będzie szukała i się o nią martwiła gdy tymczasem ona będzie siedziała tutaj bezpieczna i najedzona. Potrafiła przecież o siebie zadbać! Najpierw zbudowała sobie mały ale przytulny szałas. Potem rozpaliła ognisko i zjadła trochę jagód. Gdy już zaspokoiła podstawowe potrzeby, skupiła się na problemie jakim była choroba lasu. Eleonora nie lubiła tego lasu, bardzo, ale… nie mogła pozostać obojętną na cierpienie żyjących w nim stworzeń. Pozwoliła sobie na zorganizowanie małego śledztwa .Pochodziła po lesie, widziała parę niepokojących symptomów nieznanej jej choroby. Najgorzej prezentowały się kałuże czarnej cieczy, konsystencją przypominającą smołę. Zasępiona dziewczynka przysiadła na chwilę na przewróconym konarze starego dębu. Wzięła leżącą na ziemi gałązkę, i myślała. Starała się myśleć o lesie i skupić myśli na wymyśleniu sposobu jak mu pomóc, ale ciągle widziała oczami wyobraźni zaniepokojoną Żanetę i płaczącego Teodora. Pewnie jej teraz szukali. Usłyszała szelest w krzakach. Czyżby to byli oni? Zakradła się za krzew dzikiej róży(wszystkie kwiaty były uschnięte) i rozsunęła gwałtownie gałęzie. Nie zobaczyła niestety ani Żanety, ani Teodora. To co zobaczyła było znacznie brzydsze od wiewiórki. 
Kudłate stworzonko z wyłupiastymi oczami. Sierść miało szaro-burą, łapki krótkie a ogonka wcale. Przypominało trochę mix kota z kretem. Stworzonko posłało jej nienawistne stworzenie. Po chwili dłuższego prześwietlania wzrokiem dziewczynki, w oczach potworka pojawił się nieznaczny blask, a ono wykrzywiło szkaradny pyszczek w uśmiechu. 
-Poczęstować ja jagodami. 
-Mnie? – zapytała zaskoczona.
-Się. Się poczęstować jagodami. - Pokazało ogonkiem na rozerwaną zieloną chusteczkę, w której schowała zapasy. Najwyraźniej stworzonko znalazło ją, i poczęstowało się słodkimi owocami. Eleonora nie potrafiła gniewać się na malucha,. Taki się zdawał bezbronny… Niemniej musiała zapytać;
-Dlaczego sam nie zebrałeś jagód?
-Zatrute. Ja nie rozróżniam zatrute. 
-Zatrute? – zdziwiła się 
- Czerwone nie trute, czarne zatrute. 
-Nie rozróżniasz kolorów biedactwo?
-Rozróżniać. Odkąd napić się czarnej wody ja nie. 
-Ojej – Eleonora zrozumiała. Wyglądało na to że stworzonko napiło się tej niby smoły która mu zaszkodziła, zepsuła wzrok. – W takim razie się częstuj. Może usiądziemy tam?
Stworzonko(jak się okazało płci męskiej) kazało zwracać się do siebie per ,,Me’’ Eleonora wiedziała że nie jest to prawdziwe imię ale nie oponowała. Stworzonko nie było gadatliwe ale świetnie słuchało. Eleonora opowiedziała mu wszystko co się wydarzyło w lesie, o kłótni z siostrą i o chorobie lasu. 
-Las chory. 
-Wiedzieć leczyć jak?   - Eleonora nauczyła się posługiwać językiem stworka. 
- Zaklęcie
-Nie mieć mocy
-Ja mieć. Ty pomóc przygotować rytuał
,,Rytuał’’ zabrzmiał podejrzanie ale Eleonora wiedziała że Me ma bardzo ograniczony zasób słów i zapewne po prostu nie znalazł lepszego określenia na zbliżające się uleczenie lasu.
Postępowała zgodnie z instrukcjami osobliwego stworzonka. 
Najpierw, znaleźli polanę. Nie za dużą, nie za małą. Potem ułożyli z kamieni idealny okrąg.(Skąd Me tak dobrze znał się na geometrii?) Na koniec, ona  ułożyła ogromny stos gałęzi, i podpaliła go. 
-Co ja mam… Co gadać mam ja?
-Trudne. – wziął do łapki gałązkę i na piachu koślawymi literami wypisał jakieś słowa. Ela stanęła w wyznaczonym miejscu. Me stanął w wyznaczonym miejscu i podniósł ramiona. Zapłonął stos, ptaki umilkły. Przejęta Eleonora zaczęła czytać;

,, Quod falsum est stuck in fur triumphavit. Sed ut purum, animam autem illum libertate discedat simul!’’

Wiatr zawył, Me zaśmiał się szyderczo. Nagle ogień zgasł a w jego miejscu pojawił się gęsty dym. Ale nie czarny. Czerwony. Wysoki do nieba słup dymu podniósł się gwałtownie. Można go było zauważyć z każdej części lasu. I nie tylko.

Wszystkie wiewiórki widziały słup dymu. Którą z nich śledzimy teraz?

A. W dalszym ciągu Eleonorę
B. Alvina
C. Żanetę i Teodora
D. Britanny

3 komentarze:

  1. OK, jestem pierwsza więc... Ja to oczywiście B :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powrot pisadla!!!!! Jestem taka happy! Tak bardzo na nie czekalam! :D
    Co do wyboru, to ja wziela bym B, albo D. Sama nie wiem xD

    OdpowiedzUsuń
  3. No nareszcie jest pisadło ;) B ;*
    Wiem , że nie komentowałam i nie komentuję często ( to mój pierwszy kom tutaj :P ) Ale czytam wszystko ;*

    OdpowiedzUsuń