niedziela, 14 czerwca 2015

Droga do domu- rozdział II

Chcę z tym koszulkę *.*

Ok, uroczy obrazek dla przyciągnięcia uwagi- zaliczony. Możemy pisać kolejny rozdział. 
ENJOY!

  Skończyło się na tym, że cała szóstka plus poturbowana wokalista, której tożsamość była wszystkim znana od dawna, wylądowała w lodziarni i siedziała na wysokich stołkach (dla niziutkich chipmunków wydawały się nawet wyższe niż normalnie). Wszyscy mówili jednocześnie. 
- Skąd się tu...
- Gdzie mieszkasz?
 - Od tych wakacji...
- Masz ciocię?
- Kto...
- Kim jest Olivia?
-  Ile...
-Co teraz robisz?
- Co wy robicie?
Gadali wszyscy, oprócz Brittany, która siedziała wpatrzona w swój lodowy rożek. Od dawna nie miała takiej pustki w głowie, po prostu nie miała pojęcia co właściwie powiedzieć. 
- Brittany? 
Dziewczynka podniosła głowę. Zielone i niebieskie oczy spotkały się.
- Cześć. 
-... Cześć. 
Przy stoliku nagle zrobiło się cicho. Dwie dziewczyny o prawie identycznych twarzach wpatrywały się w siebie nawzajem: Brittany jakby widziała ja po raz pierwszy w życiu. Charlene nieco wyczekująco.
- Co u ciebie?
-... w porządku. A u ciebie?
- Lepiej niż mogłabym przypuszczać. Wyleczyłam się, chodzę do szkoły, nawet trochę jeszcze śpiewam. 
-... Charlene?
- Tak?
- Po co tak naprawdę wróciłaś? - Brittany mówiła bardzo cicho- Chcesz się na mnie mścić? Ja nie mam już do tego siły, nie teraz. Całe wakacje bałam się, że wrócisz, i znowu wszystko zniszczysz, że ty mi jednak nie wybaczyłaś.
Charlene odgarnęła z twarzy jasne włosy. Spojrzała na Brittany poważnie. 
-,,Przecież ona jest jeszcze zupełnie mała''- pomyślała- ,,I po prostu się mnie boi...''
-Brittany, dziecko... nie sądzisz że jestem już trochę zbyt dorosła i szczęśliwa, żeby zajmować się takimi sprawami? - powiedziała dziwnie łagodnym głosem. Budziła zaufanie, Brittany zaczynała się uspokajać.
- Nie nazywaj mnie dzieckiem- powiedziała nieco pewniej. Charlene uśmiechnęła się nieco złośliwie.
- Fakt, dwa lata wieku i przynajmniej dziesięć lat więcej doświadczenia nie dają mi takiego prawa, czyż nie?
- Co ty wiesz o doświadczeniu...
-Ty wiesz lepiej niż inni.
- Dobra, wystarczy! - Alvin chyba obawiał się, że dziewczyny zaraz zerwą chwilowe porozumienie- Przyjechałaś tylko na ten konkurs tak?
- No... nie do końca. Tak trochę potrzebuję waszej pomocy.
Wszyscy patrzyli się na nią, ale Charlene nagle ucichła. Zaczęła sie nerwowo rozglądać.
- O co chodzi? - spytał Szymon. Charlene spojrzała mu nagle w oczy, jakby z desperacją, żeby znowu prędko odwrócić wzrok.
 - W sumie, chyba możemy to uznać za wystarczająco bezpieczne miejsce... - mruknęła, odzyskując pewność siebie- Szymon, chodzi głównie o ciebie. Potrzebuję... przewodnika.

...

Kilka dni później, w sobotę, wszyscy siedzieli w autobusie i jechali za miasto. O dziwo, był prawie pusty, chociaż jechali z samego rana (Teodor spał na oknie, z głową opartą o zwiniętą bluzę). Wszyscy gadali i śmiali się, w wakacje nie byli na zbyt wielu ciekawych wyprawach, więc ta krótka wycieczka do opuszczonych kamieniołomów, wydawała się idealnym pomysłem aby na chwilę od szkolnej rzeczywistości, zanim się jeszcze zaczęła.
Teraz jechali przez jakąś wieś, coraz rzadziej widać było jakieś samochody, i wtedy... to się stało.
Zatrzymali się nagle.
Kierowca wyskoczył z autobusu.
Ludzie zaczęli się po sobie oglądać.
 Kierowca wrócił z mocno niepewna miną...

...

- To niedorzeczne! - Brittany najwyraźniej miała ochotę marudzić całą drogę- Zapłaciliśmy za to, aby dojechać aż do miasta!
- Dostaliśmy zwrot pieniędzy- mruknęła Żaneta.
- To niczego nie tłumaczy!- I tak dalej, i tak dalej. Wszyscy już mieli tego dość, ale z przyzwyczajenia woleli po prostu dać Britt się wygadać i później mieć spokój. Charlene już chciała coś powiedzieć, ale Szymon ją powstrzymał.
- To nic nie zmieni- powiedział cicho - Jak będzie gadać, szybciej jej minie droga, to tylko kilka kilometrów.
-... pamiętasz że od samego miasteczka jest jeszcze pięć kilometrów do kamieniołomów?
-... nie mów Brittany.
Kierowca po prostu nie przewidział że w drodze coś zacznie szwankować mu w silniku, przez co musiał zatrzymać pojazd i poczekać na lawetę. Zdarza się, ale pewne osoby uznały że to los dokucza im za przyłączenie się do Charlene. Nikt jednak (poza Brittany, która marudziła na wszystko więc i tak nie robiło to różnicy) nic na ten temat nie powiedział.
- Jak długo jeszcze będziemy iść? To jakaś kompletna wiocha!
Alvin rozglądał sie dookoła... gdy w oddali zobaczył jadący samochód, zatrzymał się i zaczął gwałtownie machać rękami.
- A tobie co odwala!?
- Róbcie to co ja! - krzyknął. Wszyscy stali przez chwilę nie rozumiejąc, pierwszy zorientował się Szymon i zaczął podskakiwać i wymachiwać rękami obok Alvina. Za jego przykładem udała się Żaneta, potem Charlene, Teodor, Eleonora i na końcu naburmuszona Brittany. Dopięli swego, samochód się zatrzymał. Był to duży, czerwony pick-up, prowadzony przez tylko trochę starszego od nich nastolatka (mógł mieć nawet tyle lat co Charlene).
- Co z wami?- spytał- Skaczecie jak jakieś czubki!
- Podwieziesz nas do miasta? - spytał Alvin- Autobus nam wysiadł a moja dziewczyna nie używa nóg do chodzenia, jeśli wiesz co mam na myśli...
Zaczęli się śmiać. Brittany była tak zła że chciała go walnąć, ale jej siostry ją przytrzymały.
- To jak, możemy się zabrać? - spytała roześmiana Charlene zaglądając poufale przez otwarte okno. Chłopak pokiwał głową.
- Ładujcie się na tył! A ty- to było skierowane do Charlene- jak chcesz, siadaj ze mną.
- Dzięki, wolę z... ze znajomymi - odpowiedziała szybko, posyłając mu uśmiech, przez co nie poczuł się urażony.
Wszyscy usadowili się na przyczepie. Było na niej trochę słomy, ale mogli siedzieć na plecakach z prowiantem na cały dzień. Samochód ruszył trzęsąc się na wszystkie strony, przez co co chwilę się wywracali, ale to budziło tylko śmiech. Znowu rozpoczęły się plotki... do czasu. Alvin zaczął, a po chwili dołączyli się Szymon i Teodor.

-I'm on a sentimental journey
Into sight and sound
Of no return and no looking back or down
A consciences objector to the
War that's in my mind
Leaving in the lurch and I'm
Taking back what's mine

I'm on a mission
In the destination unknown
An expedition
In the desolation road
Where I'm a...

Castaway - going at it alone
Castaway - now I'm on my own
Castaway - going at it alone
Castaway - now I'm on my own
Lost and found, trouble bound
Castaway









Charlene przysunęła się do Brittany, która siedziała w kącie.
- Hej, wszystko w porządku? - spytała pogodnie. Brittany podniosła na nią ponury wzrok.
- Jestem zła.
- Widać. Ale nie ma o co. Dziś wieczorem będziesz w swoim domu, w swoim łóżku i nawet nie będziesz już tego pamiętać.
- Ale mi nigdy nic takiego się jeszcze nie przydarzyło... to upokarzające!
- Brittany, przynajmniej trzykrotnie byłaś uwięziona przez kogoś, raz zostałaś przemycona do innego kraju, utknęłaś na bezludnej wyspie gdzie chodziłaś w ubraniach z kwiatków, zachrypłaś tuż przed koncertem, a kilka dni temu zrzuciłaś obcą dziewczynę ze sceny kompletnie bez powodu i nabiłaś jej przy tym wielkiego guza- Charlene potarła lekko czoło- A czy ktokolwiek o tym pamięta? Mówi?
-... nie mówi.

-I'm riding on the night train and
Driving stolen cars
Testing my nerves out of the blvd.
Spontaneous combustion on the
Corners of my mind
Leaving in the lurch
And I'm taking back what's mine

I'm on a mission
In the destination unknown
An expedition
In the desolation road
Where I'm a...

Castaway - going at it alone
Castaway - now I'm on my own
Castaway - going at it alone
Castaway - now I'm on my own
Lost and found, trouble bound
Castaway



- Więc i ty o tym zapomnij Brittany. Dziś wieczorem będziesz już w swoim domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz