Uroczyście oświadczam że wygrała opcja 2, a Me znaczy Marta. No więc Ela znalazła zapalniczkę.
Eleonora z niechęcią przeszukiwała kieszenie. W końcu znalazła coś, co się mogło przydać. Zapalniczka!(nie spodziewaliście się co?) Dokładnie tego jej było trzeba!
-Ela ty palisz?! - zapytała zdziwiona Żaneta.
-Nieeee... - Ela zarumieniła się.
-Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. Ale po co Ci teraz do licha zapalniczka?
Eleonora westchnęłą jak dziecko które stwierdza że dorośli są tacy mądrzy żeby wiedzieć kiedy symulujesz ospę, a tac głupi że nie wiedzą co pudło ma wspólnego z rakietą.
-Słuchaj Żan, zauważyłaś że to goniące nas paskudztwo jet jakby z wody?
-Nie gadaj głupot Elu, przecież woda jest płynem i .....
Bla bla bla bla. Gęstość wodem względem temperatury bla bla bla trzy stany skupienia bla bla bla... Ela zaczeła robić się niecierpliwa. A Żan kontynuowałą.
- I to coś jest jakby z niejakiej Żelatyny i...
-Otóż to! I możemy to pokonać moją zapal....
Coś nad nimi chrupneło. Żelatynowe monstrum złamało kolejne drzewo
- Mówże ciszej Ela.
-No i to jest jakby żelatynowy woreczek z wodom w środku i moją zapalniczką...
-Nie sądze - zgasiła jej zapał Żaneta - jedem promyczek nie pokona hektolirtów wody.
-To co zrobimy?
-Nie wiem Elu, nie wiem.
Zostawmy je na chwile same w lisiej norce. Idziemy kawałek dalej, mijamy przepaść, wielkie drzewo, dwie jaskinie tańczące nimfy.... Nie zaraz nimf.. A zresztą nieważne. W końcu to magiczny las, prawda? Kilkaset metrów dalej, można zauważyć Szymona który ze zdziwieniem patrzy na swoją siostro-brata, z której nagl został brat czystej krwi. Na początku patrzyli na siebie w milczeniu. W końcu Szymon nie wytrzymał.
-A-a-alvin? To naprawdę ty?
-Na, na to wygląda.
-Ale jak?
-Nie wiem - rzucił od niechcenia. - nie wiem nawet kto mógłby wiedzieć.
Ale on sam, w przeciwieństwie do Szymona nie zastanawiał się jak to możliwe. On cieszył się z bycia sobą, ach jak cudnie znów być chłopcem, mieć gdzieś czy ktoś ma taką koszulkę jak, mieć gdzieś czy jest wyprzedaż, mieć gdzieś... Broszka! Gdzie jest broszka?! Ach, jest w kieszeni, jak to dobrze... I chwałą Bogu, magicznym sposobem ma na sobie męskie ubranie. Wziął ją do ręki.
-Wiem że to ty - szepnął tak cicho żeby łąmiący sobie głowę szymon nie usłyszał - dziękuje.
Caroline siedząca na drzewie, uśmiechnęła się. ,,Co o tym myślisz kocie?'' chciała zapytać. Ale kota nie było.
Ela i Żaneta dalej siedziały w lisiej norze, i dalej przerażone nie miały żadnych pomysłów. Natomiast do nory wszedł Lis. Żaneta stwierdziła że z lisami lepiej być w przyjaznych stosunkach. Więc postanowiła się przywitać.
-Dzień dobry - powiedziała najmilej jak potrafiła - Co tam pan dziś porabia panie lisie?
-Zastanawiam się co patyk i bułeczka robią w mojej norce.
-Słucham?
-Mówię kochany Patyku, że ty i Bułeczka jesteście w mojej norce, a ja nie wiem kim jesteście.
-Och, przepraszamy musiałyśmy się schować przed, tym no tym....
-Przed Tadziem?
-Słucham? Tym żelatynowym potworem? Jest pan jego, rozumiem przyjacielem? - zapytała z nadzieją.
-Broń Boże - odparł Lis - Tadzio nie ma przyjaciół.
-A pan ma? - strzeliła Ela, po czym zatkała sobie buzię. A co jak lis jest samotny? takie pytania mogą go skrzywdzić, a ona już go polubiła.
-Naturalnie. Ale ja nie przyjaźnie się z byle kim. Przyjaciel, to osoba wyjątkowa. Nie każdy może zostać czyimś przyjacielem, jak i nie każdy może mieć przyjaciela.
Ela westchnęła z ulgą. Natomiast Żaneta pokręciła głową z rezygnacją. Widać lisy w sprawach przyjaźni są specjalistami*
-Więc nie przyjaźni się pan z Tadziem? – zapytała zawiedziona.
-Nie bardzo.
-A pomógłby pan nam go pokonać?
-Teraz? Nie bądź śmieszny mój Patyku.
-Właściwie nazywam się...
-Patyku, naprawdę nie jest ważne jak się nazywasz. Pomyśl, przypuszczając że nazywasz się Elizabeth. Wiesz ile Elizabeth chodzi po tym świecie? A dla mnie jesteś jednym jedynym Patykiem.
A ty jedną jedyną Bułeczką.
-A jak pan się nazywa panie Lisie?
-Nie wiem.
-Więc jak się do pana zwracają?
-Mówią mi lis.
-Więc pozwoli pan że i my....
-Naturalnie. Wracając do Tadzia. O tej porze nie ma opcji.
-Dlaczego?
-Jest przecież godzina nimf.
-Słucham?
-Zobaczymy nimfy.
-Tak słuchasz Patyku. Jeśli zechcecie pokaże wam jedną nimfę Bułeczko.
-Ale jak godzina nimf?
-To długa historia....
-Mamy czas....
-Godziną nimf nazywamy godzinę, kiedy nimfy zbierają się na polanie. Godzina nimf odbywa się raz na dwa dni. Nimfy tańczą i plotkują. Śpiewają i jedzą. Zwykle, nie ma możliwości by więcej niż trzy nimfy razem się bawiły.
-Dlaczego?
-Nie wiem. Może dlatego żeby plotki nie szły tak szybko? Wracając, w godzinie nimf chodzi o to, że te anielskie pomocne istoty chcą mieć chwile spokoju. A w czasie godziny nimf, panuje bezwzględny pokój.
-Wszyscy muszą się stosować?
-Oczywiście. I wszyscy chcą.
-Ale ten potwór...
-Nie śmiałby zrobić wam krzywdy. Chciał was gdzieś zagonić a z nadejściem końca godziny nimf, pożarłby was bezwzględnie.
Więc czekamy?
-Czekamy. Opowiedzcie mi o sobie.
Poznał historie dziewczynek od tamtego feralnego poranka do teraz (dodam tylko że poznał też historie o tym jak poznały wiewiórki, wyjaśniły kim są i przedstawiły mu Charlne.)
Lis pokiwał głową.
-Zadziwiające Bułeczko. Zadziwiające Patyku. Jesteście może głodne?
-I to jak. - nawet nie zauważyły że nie jadły od.... Od kiedy? JA nie wiem. Norka lisa, ładnie urządzona, przypominała trochę norkę Hobbita. Żaneta poinformowała go o tym.
Eleonora z niechęcią przeszukiwała kieszenie. W końcu znalazła coś, co się mogło przydać. Zapalniczka!(nie spodziewaliście się co?) Dokładnie tego jej było trzeba!
-Ela ty palisz?! - zapytała zdziwiona Żaneta.
-Nieeee... - Ela zarumieniła się.
-Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. Ale po co Ci teraz do licha zapalniczka?
Eleonora westchnęłą jak dziecko które stwierdza że dorośli są tacy mądrzy żeby wiedzieć kiedy symulujesz ospę, a tac głupi że nie wiedzą co pudło ma wspólnego z rakietą.
-Słuchaj Żan, zauważyłaś że to goniące nas paskudztwo jet jakby z wody?
-Nie gadaj głupot Elu, przecież woda jest płynem i .....
Bla bla bla bla. Gęstość wodem względem temperatury bla bla bla trzy stany skupienia bla bla bla... Ela zaczeła robić się niecierpliwa. A Żan kontynuowałą.
- I to coś jest jakby z niejakiej Żelatyny i...
-Otóż to! I możemy to pokonać moją zapal....
Coś nad nimi chrupneło. Żelatynowe monstrum złamało kolejne drzewo
- Mówże ciszej Ela.
-No i to jest jakby żelatynowy woreczek z wodom w środku i moją zapalniczką...
-Nie sądze - zgasiła jej zapał Żaneta - jedem promyczek nie pokona hektolirtów wody.
-To co zrobimy?
-Nie wiem Elu, nie wiem.
Zostawmy je na chwile same w lisiej norce. Idziemy kawałek dalej, mijamy przepaść, wielkie drzewo, dwie jaskinie tańczące nimfy.... Nie zaraz nimf.. A zresztą nieważne. W końcu to magiczny las, prawda? Kilkaset metrów dalej, można zauważyć Szymona który ze zdziwieniem patrzy na swoją siostro-brata, z której nagl został brat czystej krwi. Na początku patrzyli na siebie w milczeniu. W końcu Szymon nie wytrzymał.
-A-a-alvin? To naprawdę ty?
-Na, na to wygląda.
-Ale jak?
-Nie wiem - rzucił od niechcenia. - nie wiem nawet kto mógłby wiedzieć.
Ale on sam, w przeciwieństwie do Szymona nie zastanawiał się jak to możliwe. On cieszył się z bycia sobą, ach jak cudnie znów być chłopcem, mieć gdzieś czy ktoś ma taką koszulkę jak, mieć gdzieś czy jest wyprzedaż, mieć gdzieś... Broszka! Gdzie jest broszka?! Ach, jest w kieszeni, jak to dobrze... I chwałą Bogu, magicznym sposobem ma na sobie męskie ubranie. Wziął ją do ręki.
-Wiem że to ty - szepnął tak cicho żeby łąmiący sobie głowę szymon nie usłyszał - dziękuje.
Caroline siedząca na drzewie, uśmiechnęła się. ,,Co o tym myślisz kocie?'' chciała zapytać. Ale kota nie było.
Ela i Żaneta dalej siedziały w lisiej norze, i dalej przerażone nie miały żadnych pomysłów. Natomiast do nory wszedł Lis. Żaneta stwierdziła że z lisami lepiej być w przyjaznych stosunkach. Więc postanowiła się przywitać.
-Dzień dobry - powiedziała najmilej jak potrafiła - Co tam pan dziś porabia panie lisie?
-Zastanawiam się co patyk i bułeczka robią w mojej norce.
-Słucham?
-Mówię kochany Patyku, że ty i Bułeczka jesteście w mojej norce, a ja nie wiem kim jesteście.
-Och, przepraszamy musiałyśmy się schować przed, tym no tym....
-Przed Tadziem?
-Słucham? Tym żelatynowym potworem? Jest pan jego, rozumiem przyjacielem? - zapytała z nadzieją.
-Broń Boże - odparł Lis - Tadzio nie ma przyjaciół.
-A pan ma? - strzeliła Ela, po czym zatkała sobie buzię. A co jak lis jest samotny? takie pytania mogą go skrzywdzić, a ona już go polubiła.
-Naturalnie. Ale ja nie przyjaźnie się z byle kim. Przyjaciel, to osoba wyjątkowa. Nie każdy może zostać czyimś przyjacielem, jak i nie każdy może mieć przyjaciela.
Ela westchnęła z ulgą. Natomiast Żaneta pokręciła głową z rezygnacją. Widać lisy w sprawach przyjaźni są specjalistami*
-Więc nie przyjaźni się pan z Tadziem? – zapytała zawiedziona.
-Nie bardzo.
-A pomógłby pan nam go pokonać?
-Teraz? Nie bądź śmieszny mój Patyku.
-Właściwie nazywam się...
-Patyku, naprawdę nie jest ważne jak się nazywasz. Pomyśl, przypuszczając że nazywasz się Elizabeth. Wiesz ile Elizabeth chodzi po tym świecie? A dla mnie jesteś jednym jedynym Patykiem.
A ty jedną jedyną Bułeczką.
-A jak pan się nazywa panie Lisie?
-Nie wiem.
-Więc jak się do pana zwracają?
-Mówią mi lis.
-Więc pozwoli pan że i my....
-Naturalnie. Wracając do Tadzia. O tej porze nie ma opcji.
-Dlaczego?
-Jest przecież godzina nimf.
-Słucham?
-Zobaczymy nimfy.
-Tak słuchasz Patyku. Jeśli zechcecie pokaże wam jedną nimfę Bułeczko.
-Ale jak godzina nimf?
-To długa historia....
-Mamy czas....
-Godziną nimf nazywamy godzinę, kiedy nimfy zbierają się na polanie. Godzina nimf odbywa się raz na dwa dni. Nimfy tańczą i plotkują. Śpiewają i jedzą. Zwykle, nie ma możliwości by więcej niż trzy nimfy razem się bawiły.
-Dlaczego?
-Nie wiem. Może dlatego żeby plotki nie szły tak szybko? Wracając, w godzinie nimf chodzi o to, że te anielskie pomocne istoty chcą mieć chwile spokoju. A w czasie godziny nimf, panuje bezwzględny pokój.
-Wszyscy muszą się stosować?
-Oczywiście. I wszyscy chcą.
-Ale ten potwór...
-Nie śmiałby zrobić wam krzywdy. Chciał was gdzieś zagonić a z nadejściem końca godziny nimf, pożarłby was bezwzględnie.
Więc czekamy?
-Czekamy. Opowiedzcie mi o sobie.
Poznał historie dziewczynek od tamtego feralnego poranka do teraz (dodam tylko że poznał też historie o tym jak poznały wiewiórki, wyjaśniły kim są i przedstawiły mu Charlne.)
Lis pokiwał głową.
-Zadziwiające Bułeczko. Zadziwiające Patyku. Jesteście może głodne?
-I to jak. - nawet nie zauważyły że nie jadły od.... Od kiedy? JA nie wiem. Norka lisa, ładnie urządzona, przypominała trochę norkę Hobbita. Żaneta poinformowała go o tym.
-Ach racja. Norka jest prezentem od pewnego hobbista. Mojego przyjaciela. Bilba.
-Bagginsa? – zapytała zdziwiona Żaneta
-Nie. Potersona.
-Szkoda.
Jakieś
dwadzieścia minut potem godzina nimf dobiegła końca. Lis musiał więc
razem z Patykiem i Bułeczką ruszyć przeciw Tadziowi.
-Trzeba zwabić go do przepaści.
-Słucham. Zobaczycie. Wystarczy że będziecie biegły za mną, ile sił w nogach!
Odnalezienie
Tadzia nie było trudne. Natomiast uciekanie przed Tadziem, to inna
bajka. Ela trzymała tempo. ,,Chwała Ci Alvin za tamten maraton’’
pomyślała. Natomiast Żan potykała się o własne nogi, o korzenie, pyzatym
zaczynało brakować jej tchu. Lis jakby to dostrzegł. ,
Już nie daleko – krzyknął – Jak policzę do trzech, skaczemy w bok.! Raz …. Dwa…. Trzy… Hop!
Cała trójka żwawo odskoczyła w bok. Natomiast Tadzio wpadł do przepaści o której już wam wspominałąm. Lis popatrzył w przepaść.
-Chodżcie, przedstawię wam pewną nimfę.
Chwilę potem nimfa już z nimi rozmawiała.
-Nazywam się Kelejno. (NIESPODZIANKA!)
-Cześć
-Skąd pochodzicie.
-My?
-No, ogólnie. Wy i ta miłą panienka. Ta ruda. I ten miły okrąglutki chłopczyk.
Serca dziewczynek zabiły mocniej. Czyżby to znaczyło że Britt i Teo też tu są?
* Ale że jak to nie czytaliście małego księcia?!
- Nimfa opowie im swoją historię.
- Żaneta wypyta nimfę o Britanny i Teodora po czym ruszą na poszukiwania
- Nimfa nagle zmieni się w potwora
- Niespodzianka?
Wesołego Halloween i do siego roku. A tak przy okazji wesołego Alleluja;)
Pandza :3 (czyli ja Janette:3)