Dziś trochę krótkie ale życie to życie :(
Wtedy podszedł do nich lis.
-Cześć.
-O mój Boże gadający lis!
- O mój Boże gadające wiewiórki!
No cóż, lisowi udało się zgasić chłopców.
-Pan wybaczy panie lisie…
-Po prostu lisie. Wyglądacie, wyglądacie jak Bułeczka i patyk, tylko trochę inaczej.
Alvin spojrzał na Szymona, Szymon spojrzał na Alvina. O co temu lisowi mogło chodzić. Patyk? Bułeczka?
-Mógłby pan wyjaśnić?
-Ach, mówiły coś że nazywają się Żaneta i… Elżbieta?
-Eleonora…?
-No właśnie.
Nie sposób opisać radość i ulgę którą poczuli wtedy chłopcy.
- A nie wiesz może gdzie je znajdziemy?
-Nieee… Ale radzę ruszyć w stronę Los Demonos…
-Dlaczego?
-
Oh, mój drogi. Każdy, kto nie urodził się w tym lesie będzie starał się
opuścić go prędzej czy później. Wy też, mimowolnie tam traficie.
Powoli
zapadał zmrok. Od niezwykłego spotkania z panią Frank dzielił ich już
cały dzień. Ale i ten dzień, powoli zmieniał się w noc. Britt ściskała
czapkę w ramionach. Aż nagle…
-O, patrz Britt! Przecież to latarka!
-Mamy podróżować nocą?!
-Raczej.
-To… chyba nie jest zbyt dobry pomysł…
A jednak. Wędrowali po lesie. Panowała absolutna cisza. Słyszeli tylko swoje kroki. Aż nagle, ciszę przerwał długi przeraźliwy pisk Britanny. Zobaczyłam bowiem znajomą karteczkę. ,, can’t run ‘’ głosił złowrogo napis. Britt starała się uspokoić. Spojrzała na przerażonego Teosia. Próbowała go uspokoić.
-Będzie dobrze, tylko błagam nie odwracaj się! Do rana zostało… 1,5 godz.- stwierdziła po zerknięciu na zegarek.
Szli
szybko w milczeniu Britt nie mówiąc wiele, bała się nawet oddychać.
Wydawało jej się że słyszy szelsty, ale to nie było możliwe. Nagle, na
wszystko co dobre, czapka wypadła jej z rąk. Co robić? Musi ją odzyskać,
a co jeśli więcej go nie zobaczy? Musi mieć jakąś pamiątkę. Teodor
próbował powstrzymać ją, ale było za późno. Zobaczyła go. Stał tam,
dokładnie taki jak w grze. Blady i przerażający. Och, głupia czapka!
Głupia Britt! Po co się odwracała? Błyskawicznie porwała czapkę, po czym
chwyciła Teosia za rękę i pobiegła w las. Jakiś czas potem wędrowali uż
nieco spokojniej. Nagle Teodor powiedział;
-Britt…
-Tak?
-On tam jest!
-Slander! – krzyknęli niemal jednocześnie i pobiegli na oślep.
Zaczynało
świtać. Słońce budziło mieszkańców lasu delikatnymi muśnięciami
promieni. Britt i Teodor siedzieli zmęczeni. Wiedzieli ż enic im nie
grozi, ale do Los Demonos muszą się dostac jak najszybciej. Do ludzi. Do
cywilizacji.
Żaneta i Ela stały u kresu lasu.
- To… Co teraz robimy? – spytała Ela.
-Hmmm…..- zastanowiła się Żaneta.
Co zrobi Żaneta?
- Pódzie do Los Demonos na zwiady.
- Stwierzi że należy im się odpoczynek
- Pozwoli Eli zdecydować
- Wróci zapytać o coś strażniczki.
Kissing U Pandzia :3
1 :)
OdpowiedzUsuńSlender! Jak się uduszę ze śmiechu... Autorko płacisz mi za pogrzeb! :D
OdpowiedzUsuń